Muzyka Serc
poland germany united kingdom cech
wspolpraca
Strona internetowa została zrealizowana przy wsparciu udzielonym przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię ze środków mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Norweskiego mechanizmu Finansowego oraz budżetu Rzeczpospolitej Polskiej w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarządowych.
Komponent "Demokracja i Społeczeństwo Obywatelskie"
Laboranci w Karkonoszach i Górach Izerskich
Przemysław Wiater
Laboranci w Karkonoszach i Górach Izerskich

1.Wstęp. Kim byli laboranci ?

Medycyna od wieków łączyła wiele kierunków leczniczych, nie zawsze wzajemnie powiązanych, a czasami nawet sprzecznych. Z upływem czasu i postępem wiedzy zmieniała się również ocena sposobów leczenia. Ostatnie lata pokazują, że nawet kwestionowane wcześniej przez naukę metody, takie jak hipnoza czy homeopatia, są ponownie stosowane. To samo można dziś powiedzieć o ziołolecznictwie.
Leczenie ziołami to mało znany fragment historii Sudetów Zachodnich. W dawnych czasach, obok poszukiwania minerałów i kamieni szlachetnych oraz hutnictwa szkła, zielarstwo było jednym z najbardziej popularnych zajęć karkonoskiej ludności. Dzieje leczenia ziołami w Karkonoszach i Górach Izerskich to historia z pogranicza medycyny i magii, nieraz pełna wręcz sensacyjnych zdarzeń. Na jej dokładne wyjaśnienie nie pozwala brak większej liczby wiarygodnych przekazów źródłowych oraz tajemniczy, częstokroć skrywany, charakter zielarskich praktyk. Rzecz cała działa się na krańcach ówczesnego świata, w nieprzystępnych regionach, gdzie władał groźny Duch Gór, a miejsce schronienia znajdowali ludzie często postawieni poza nawias ówczesnego społeczeństwa. Tutaj rozegrał się zabójczy dla laborantów konflikt pomiędzy oficjalną medycyną i sztuką zielarską.
W Karkonoszach i Górach Izerskich laborantami (od łac. laborare - pracować, przygotowywać) zwano ludzi, którzy ze zbieranych roślin, rzadziej z minerałów czy zwierząt sporządzali, a także sami bądź przez pośredników sprzedawali różnego rodzaju medykamenty. Lecznicze specyfiki były przygotowywane pod postacią proszków, olejków, maści, eliksirów, naparów czy esencji.
W źródłach pisanych nazywani byli jako Laboranten (laboranci), ale też Kräutler (zielarze), Distillateurs (destylatorzy), Halbaphoteker (połowiczni aptekarze), Kräutersucher (poszukiwacze ziół), Wurzelmänner (korzennicy), Wurzelgräber (kopacze korzeni), Oelträger (roznosiciele olejków), Arzneihändler (handlarze lekarstwami), Vagabunden mit Medicamente (wędrowcy z medykamentami), Medicine-Händler (handlarze medycyną), Oleari (olejkarze), medicastri indocti (niedouczeni lekarze) czy Wunderdoktoren (uzdrawiacze).
Leczeniem karkonoskimi ziołami zajmowali się:
-laboranci, którzy wytwarzali zielarskie medykamenty,
-aptekarze prowadzący zielarskie apteki
-wędrowni handlarze ziołami,
-zbieracze ziół,
-znachorzy - uzdrawiacze.
Niejednokrotnie podziały pomiędzy poszczególnymi grupami były płynne, a wielu laborantów łączyło różne specjalizacje.
Chociaż zielarska profesja znana była od dawna, to po raz pierwszy określenie "laborant" zostało użyte dopiero w urzędowym rozporządzeniu z dnia 21.01.1739 r., w którym graf von Waldstein:
"[...] czyni wiadomym i zakazuje wszystkim laborantom pod groźbą kary polowań i strzelania w tutejszych dobrach rodziny Schaffgotsch".
Widocznie laboranci, oprócz zbierania ziół, kłusując, szeroko czerpali i z innych darów natury.

2.Dawne rośliny lecznicze Karkonoszy i Gór Izerskich.

Regiony górskie zawsze obfitowały w skupiska roślin leczniczych, które niejednokrotnie w specyficznych warunkach glebowych i klimatycznych kumulowały swoje uzdrowicielskie właściwości. Wiedza i umiejętności zielarskie wśród ludności Karkonoszy i Gór Izerskich przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Duża odległość od miast i medyków zmuszały wręcz mieszkańców gór do sięgnięcia po naturalne środki, których obfitość dostarczała przyroda. Skuteczne medykamenty utrwalały się w tradycji ludowej, natomiast gorsze środki z czasem wypierane były przez lepsze. Większość z karkonoskich i izerskich roślin leczniczych jest obecnie objęta ścisłą ochroną.
Wśród szeregu ziół w Karkonoszach i Górach Izerskich poszukiwany był od samych początków wiosny podbiał pospolity - zakwitający na żółto już w marcu. Podbiał nosił też nazwę końskiego lub oślego kopyta, ze względu na charakterystyczny okrągło-sercowaty kształt liści. Z suszonych kwiatów lub młodych liści uzyskiwano napar stosowany jako skuteczne lekarstwo przeciw uciążliwemu kaszlowi oraz oparzeniom, a zewnętrznie używano okładów z liści przy stłuczeniach i siniakach.
Drugi zwiastun wiosny - szafran czyli popularny krokus, znany był jako cenna przyprawa oraz naturalny barwnik. W ziołolecznictwie szafran stosowany był przy zatruciach pokarmowych i chorobach układu krążenia, a odpowiednio dawkowany stawał się afrodyzjakiem, a także posiadał właściwości halucynogenne. W Sudetach krokusy najczęściej zakwitają fioletowo, choć zdarza się żółty i biały kolor kwiatostanów. Liczne stanowiska szafranu znajdują się na łąkach w okolicach Michałowic, Szklarskiej Poręby Średniej i Dolnej, na Hali Izerskiej, a słynie z nich położony opodal Piechowic rezerwat "Krokusy na Górzyńcu".
Popularnym kwiatem wiosennym wykorzystywanym w Karkonoszach i Górach Izerskich do celów zdrowotnych był rosnący na nasłonecznionych zboczach pierwiosnek lekarski, który szczególnie łagodził ataki kaszlu. W postaci leczniczej najczęściej zażywany był jego sproszkowany korzeń. W medycynie ludowej zastosowanie pierwiosnka opierało się na zabobonie: zażycie jego trzech kwiatów uchodziło za skuteczną ochronę przed gorączką i złym urokiem. W średniowieczu święta Hildegarda z Bingen nazywała pierwiosnek lekarski "kluczem niebios" i radziła:
"Cała moc jego ziela od słońca w górze pochodzi. Albowiem jedne zioła krzepi przede wszystkim słońce, insze zaś księżyc. [...] To ziele przedsię od słońca moce swoje czerpie, przeto melancholiję w człowieku gubić zdolne. Melancholia bowiem, gdy w człowieku się podniesie, smętnym go czyni, a zachowanie jego niespokojnym; i rzec mu każe słowo Bogu przeciwne, co też wiedzą duchy. Te bieżą do niego i często swymi podszepty do obłędu przywodzą. Niech tedy człowiek ten ziele owo na ciele i na swym sercu położy, aby się od niego rozgrzały."
Jako najlepsze leki przy zaburzeniach trawienia, podawane były sproszkowane korzenie goryczki żółtej, zwanej również gencjaną. Suche korzenie goryczki dodawane były też w celu nadania charakterystycznego, gorzkawego smaku do likierów, wódek i piwa. Dawniej goryczka szeroko stosowana była przy leczeniu zwierząt. W pierwszych dwóch-trzech latach życia goryczka tworzy przyziemną rozetkę o dużych, ciemnozielonych liściach, a następnie wydaje jedną lub kilka wysokich do około 1 metra łodyg o jaskrawożółtych, zebranych w pęczki kwiatach. Najcenniejszym leczniczo jest korzeń, który należy stosować dla pobudzenia łaknienia w postaci wysuszonej, gdyż świeży może powodować wymioty.
Bóle głowy koiły zażywane pod postacią wysuszonej, sproszkowanej tabaki koszyczki kwiatowe arniki górskiej. Ta żółto kwitnąca roślina przykładana była również w formie okładów kojących bóle reumatyczne, choroby skóry i oparzenia. Jako maść rozgrzewająca jest do dziś popularna po czeskiej stronie gór. Arnika górska jest rośliną trującą, a badania nad ustaleniem jej składu chemicznego nie zostały dotychczas zakończone.
Krwawnik pospolity ze względu na swoje lecznicze właściwości był nazywany "zielem żołnierzy". Wyrastający do około 80 cm, o drobnych, białych kwiatach skupionych w baldachy, rośnie obok dróg między łąkowymi kwiatami i na zboczach górskich. Krwawnik posiadał moc tamowania krwi, leczył rany, stany zapalne i dolegliwości trawienne.
Bardzo ceniona była, lecząca ponoć wszelkie dolegliwości, lilia złotogłów. Uwagę w tej roślinie zwracają zwisające, różowe lub czerwone kwiaty z charakterystycznymi ciemnymi plamami na płatkach. Występująca do granicy kosówki w Karkonoszach i Górach Izerskich lilia złotogłów to popularna podhalańska "leluja".
Wysoki, pełen drobnych, różowawych kwiatów kozłek lekarski znany jest często pod postacią alkoholowej nalewki jako popularna waleriana. Z powodu przenikliwej woni korzeni kozłek był określany jako "cuchnące ziele", choć same kwiaty mają słodkawy, przyjemny zapach. Właśnie ze względu na przenikliwy zapach kozłek stosowany był jako środek mający zapobiegać "morowemu powietrzu", czyli chorobom zakaźnym. Kozłek poszukiwany był ze względu na lecznicze właściwości korzenia, który stosowano jako skuteczny środek uspokajający. Napar z kozłka dodawał sił i usuwał zmęczenie oraz likwidować miał dolegliwości żołądkowe.
Jednym ze szczególnych ziół o podwójnym charakterze przyprawowym i leczniczym był bylica piołun. Piołun był popularny pod postacią ziołowej czapki, która zakładana na noc pomagała usuwać bezsenność. Wieszano również tę roślinę w szafach na mole i dodawano sok piołunu do atramentu, aby chronić pisane nim dokumenty przed myszami. Zabójczy w większych dawkach wywar z liści bylicy piołun odpowiednio stosowany oczyszczał krew i zwalczać miał wszelakie trucizny. Szeroką sławą piołun okrył się w XIX w, kiedy stał się składnikiem halucynogennego absyntu. Jest to napój będący mieszaniną wyciągów alkoholowych z włoskiego kopru, anyżu, melisy i piołunu. Dziś jeszcze absynt jest popularny w krajach basenu Morza Śródziemnego, szczególnie we Francji, a także w sąsiednich Czechach. Piołun dodawany jest także do win typu wermut, nadając im charakterystyczny, gorzkawy posmak. Moc leczniczą miała też bylica pospolita:
"Ziele owo przednio leczy wszelką białogłów niemoc. Zażyjesz z niej wywar, a pobudzi upływ miesięczny. Takoż będzie, gdy macica z niej rozgrzewający kompres otrzyma".
Niemniej popularne były działające kojąco na serce i niewydolność krążenia napary lub wyciągi ze sproszkowanych liści naparstnicy purpurowej. Jest to dwuletnia bylina, tworząca w pierwszym roku liściastą rozetkę, a w drugim - piękne purpurowe bądź różowe kwiatostany, których okres kwitnienia przypada w górach na czerwiec i lipiec. Niewłaściwe stosowanie tej trującej rośliny może powodować ciężkie zatrucia, kończące się nieraz śmiercią.
Karkonoscy laboranci oraz walońscy poszukiwacze minerałów i kamieni szlachetnych chętnie szukali otwierającej ponoć drogę do ukrytych skarbów konwalii zwanej od pory kwitnienia majową. Białe, dzwoneczkowate kwiaty konwalii używane były po zanurzeniu w winie jako lek przeciw atakom padaczki i chorobom serca. W karkonoskim ziołolecznictwie wykorzystywano też korzeń i wysuszone liście.
Jako jedyny ponoć na bóle brzucha, przy przeziębieniach i kaszlu, podawany był korzeń rośliny o nazwie arcydzięgiel litwor. Ta dwuletnia, osiągająca niejednokrotnie 2-2,5 metra wysokości roślina, kwitnąca od maja do lipca, występuje najczęściej nad brzegami górskich potoków. W anonimowym rękopisie klasztornym z XV w. na pierwszej stronie znajduje się traktat o nalewce z arcydzięgla:
"Kto rano i wieczorem pije po dwa łuty nalewki na arcydzięglu, tego piersi ponad wszelką miarę ulgi zaznają, jeśli dręczy je ropa albo śluz, od których przez napój ów uwolnione będą. Picie tejże nalewki takim sposobem przez 12 lub 14 dni wielce pomaga na zły, gnuśny żołądek. Picie co rano na czczo dwóch łutów nalewki na arcydzięglu krzepi całe ciało".
Arcydzięgiel znany był również jako dzięgiel lekarski, dzięgiel wielki, ziele anielskie, korzeń archangielski lub ziele dżumowe. W Europie Środkowej arcydzięgiel rozpowszechnił się w trakcie wielkiej epidemii dżumy w latach 1348-1349. Legenda głosi, że ukazał się wtedy ludziom archanioł Rafael i dał im tę roślinę dla ochrony przed "czarną śmiercią", czym tłumaczą się niektóre inne nazwy arcydzięgla. Zawarty w roślinie olejek eteryczny stał się składnikiem wielu ziołowych nalewek i likierów, jak na przykład sławnego likieru benedyktyńskiego. Dziś w sprzedaży jest wódka - dzięgielówka. Ziele to jest ważnym składnikiem "wina walońskiego męskiego", które za przyzwoleniem Wielkiego Mistrza Sudeckiego Bractwa Walońskiego można degustować w Szklarskiej Porębie w Starej Chacie Walońskiej.
Do leczenia ran, osuszania wrzodów, na kaszel, gorączkę czy biegunkę wykorzystywane były liście pospolitej babki wąsko i szerokolistnej. Liśćmi babki, czasem roztartymi lub przeżutymi, okładano miejsca ukąszeń przez częste w górach żmije, kleszcze i owady.
Występujący na zboczach Karkonoszy i Gór Izerskich dziurawiec zwyczajny jest to niewysoka roślina o złocistożółtych kwiatach, kwitnąca od czerwca do sierpnia. Kwitnący w okresie Nocy św. Jana - 24. czerwca dziurawiec zwany był zielem świętojańskim. Inną nazwą rośliny były "krew św. Jana Chrzciciela" lub "krew Matki Boskiej", gdyż po roztarciu kwiatu dziurawca pojawia się na palcach czerwony sok. W średniowieczu i w czasach nowożytnych ziele dziurawca służyło do wypędzania diabła lub zdejmowania złego uroku z duszy, dlatego zwano go fuga daemonum, czyli "ucieczką demonów". Wiązało się to z tym, że przygnębienie i melancholię przypisywano działaniu złych mocy, co w pewnym sensie odpowiada najważniejszemu obecnie zastosowaniu dziurawca jako leku antydepresyjnego. Dziurawiec znany był jako lek uniwersalny. Pomagał przy nerwicach, bezsenności i stanach lękowych oraz w zaburzeniach trawienia, chorobach wątroby, a także leczeniu ran.
Z innych ziół karkonoskich pilnie poszukiwany był ze względu na leczniczy korzeń dziewięćsił bezgłowy. Dziewięćsił bezgłowy najczęściej spotkać można na nasłonecznionych górskich łąkach i trawiastych zboczach, gdzie kwitnie od sierpnia do września. Roślina o postrzępionych, ostrych liściach posiada piękny, lśniącobiały, bezłodygowy kwiat, który otwiera się tylko w słońcu, natomiast w dni dżdżyste zamyka się, co chroni kwiaty i pyłek przed zmoknięciem. Ta rzadka, będąca pod ścisłą ochroną roślina, występuje jako popularny motyw ornamentacyjny w sztuce ludowej Podhala. Już sama nazwa rośliny mówi o uzdrowicielskich właściwościach, gdyż pochodzi od dziewięciu uzdrowicielskich sił, które roślina w sobie zawiera. W dziewięćsile znajdować się miał magicznie potrojony leczniczy iloraz mocy trzech światów: nieba, ziemi i piekła. Wyciąg z korzenia leczyć miał wszelkie choroby, lecz najbardziej skuteczny przeciw zaburzeniom trawienia, wszelkim "gorączkom" i miał silne działanie antybakteryjne.
Szczególne znaczenie miał czosnek pospolity, stosowany w wiedzy magicznej jako chroniący od złych duchów i uroków, znany przy tym jako afrodyzjak i lek na wiele dolegliwości. W zielniku Simoniusa Sireniusa z 1613 r. znajduje się ponad 100 wskazań leczniczych tej rośliny, z których wiele nie straciło do dziś swojego uzasadnienia:
" [...] czosnek mocz zawściągniony wywodzi y pędzi...wątrobne żyły zamulone otwiera... wyciera i gładzi piszczałkę, przez którą tchnienie miewamy...kaszel zastarzały uspokaja... dychawicznym bywa ratunkiem...ciało rumiane y twarzy rumieńców dodawa..."
Wielkim zainteresowaniem dawnych zielarzy Karkonoszy i Gór Izerskich cieszyła się również kokoryczka wonna zwana też pieczęcią króla Salomona, rdest wężownik i legendarny korzeń mandragory.
Oprócz chronionych dziś w większości ziół zbierano mchy, halucynogenne grzyby, w tym muchomory, niektóre rodzaje huby, korę, igliwie kosówki czy owoce krzewów. Wysoko cenione i poszukiwane jako afrodyzjak, lecz zdradliwie trujące w większych dawkach były czerwone jagody krzewu wawrzynka wilczełyko.
Johannes M. Praetorius (1630-1680) tak opisywał karkonoskie zioła:
"W górach powszechnie rosną piękne zioła i korzonki. Są one tutaj dwa razy grubsze i większe jak na nizinach. Szczególnie często rośnie w Karkonoszach trujące ziele tojadu mocnego i pstrego. Okaz męski kwitnie pięknie na niebiesko, zaś okaz żeński zupełnie biało-niebiesko. Równie często rośnie tu dużo małych porzeczek, jako czerwone, białe i czarne, są bardzo duże i mają piękniejszy czerwony sok niż te we wsi. Są też porzeczki czerwone szczególnego rodzaju, podługowate jak gruszka, wybornie dobrego smaku. Z róż rosną tylko dzikie, ale są bardzo duże, a płatki mają nadzwyczaj grube i tłuste, bardzo przeczyszczają i są chętnie kupowane przez aptekarzy. Poniżej góry [Śnieżki - przyp. P.W.] , od strony Czech , jest pewna dolina, nazywana Diabelska Dolina. Tam Duch [karkonoski Duch Gór - przyp. P.W.] ma swój ogród, a w nim można znaleźć wspaniałe zioła i korzenie, jak prawdziwy biały korzeń, ziele księżycowe, korzeń mandragory, białego strażnika przydrożnego lub łani skok i wiele innych wspaniałych rzeczy. Kto jednak ma coś stamtąd otrzymać, ten musi to otrzymać od Ducha. Jeśli jednak ktoś sam siłą chce mu coś zabrać przez podstęp lub w inny sposób, ten naraża swe ciało i życie na niebezpieczeństwo. On, Duch, czyni również dobro i wielu cudownie obdarował."

3.O dawnych chorobach i ich leczeniu ziołami.

W dawnych czasach wierzono, że choroba człowieka czy zwierzęcia dotyczyła przede wszystkim sfery ducha i była spowodowana złymi urokami. Następstwem rzuconego uroku było magiczne opętanie ducha, które następnie objawiało się pod postacią choroby ciała. Aby wyleczyć chorobę należało odczynić zły urok, po którego zdjęciu najpierw oczyszczała się dusza, a później i ciało wracało do zdrowia.
Tam, gdzie wierzono w wiedźmy i czarownice, ziołom przypisywano szczególną zdolność przeciwdziałania czarom. Uważano, że niektóre z roślin posiadają cudowną siłę mogącą uratować opętanego złym urokiem ducha. Uzdrowicielską moc zioła czerpać miały poprzez korzenie z tajemniczego, podziemnego świata lub pobierać dzięki kwiatom od słońca i księżyca.
W ludowym ziołolecznictwie duże znaczenie miały rośliny halucynogenne, o dziwnych właściwościach magicznych, zmieniające na pewien czas rzeczywistość, pobudzające i odurzające. Spożywając te rośliny chory mógł ponoć bezpośrednio obcować ze światem duchów lub z innymi, zazwyczaj niewidzialnymi siłami natury. Powodować to miało zdjęcie rzuconego uroku, a następnie oczyszczenie ciała z choroby.
Wierzono, że rośliny mają własne dusze, które tak jak i ludzie mogą utracić, a przez to zniknie ich uzdrowicielska moc. Dlatego tak ważne było zachowanie ścisłych reguł przy zbiorze, przygotowywaniu i zażywaniu ziół, dzięki czemu można było zatrzymać lecznicze właściwości. W tym celu należało pilnie przestrzegać określonych zasad i obrzędów. Zielarska obrzędowość objawiała się modłami, zaklęciami, postami, wiarą w talizmany i amulety oraz odpowiednim rytuałem przygotowania medykamentów.
Zbiór ziół był obrządkiem, w którym łamanie z dawna ustalonych zasad przynieść mogło utratę ich leczniczej skuteczności i straszliwą zemstę karkonoskiego Ducha Gór. Spełnienia tych warunków wymagała sama natura laboranckich działań polegających na wkroczeniu na teren królestwa groźnego Ducha Gór i zawłaszczeniu jego naturalnych bogactw. Zbieranie górskich ziół było wręcz rozumiane jako kradzież cennych, leczniczych skarbów z apteki karkonoskiego władcy. Szczególna obrzędowość laborantów wynikała z potrzeby uspokojenia wewnętrznych obaw oraz strachu, które trapiły zielarzy, ale też była wynikiem wieloletnich doświadczeń i obserwacji natury.
Zasadnicze znaczenie miał okres zbioru, a nawet sama pora dnia. Zioła zbierano zwykle w dni pogodne i bezdeszczowe. Rośliny olejkowe pozyskiwano po obeschnięciu porannej rosy. Korzenie roślin wykopywano z reguły wczesną wiosną lub późną jesienią, kiedy nagromadzone w nich składniki miały największą wartość leczniczą.
Lecznicze rośliny zasadniczo dzielono na “słoneczne" i “księżycowe" - czerpiące uzdrowicielską moc z oddziaływania tych planet. W Karkonoszach i Górach Izerskich najlepszym terminem zbioru "słonecznych" kwiatów miało być święto Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny, przypadające na okres kwitnienia większości roślin. Zioła "księżycowe" zbierano w pogodne noce przy pełni księżyca, a szczególne znaczenie miała noc św. Jana. Wiara w magiczną moc tej najkrótszej w roku nocy przetrwała do dziś w postaci legendy o tajemniczym kwiecie paproci, który rozkwita tylko wtedy, a którego znalezienie zapewni zdrowie i bogactwo. Również karkonoskie zioła rosnące u stóp Śnieżki, na Białej Łące - w legendarnym "Ogrodzie Ducha Gór", można było zbierać tylko w Noc św. Jana. W innym wypadku zbieranie ziół powodować miało okrutną zemstę Ducha Gór. Zebranym, wysuszonym ziołom, skuteczności leczniczej miało dodawać ich poświęcenie w dniu 15 sierpnia, powszechnie zwanym świętem Matki Boskiej Zielnej.
Proces przygotowywania zielarskich leków otoczony był tajemnicą, a dawkowanie częstokroć przybierało formy z pogranicza magicznej obrzędowości. Przestrzeganie odpowiednich procedur było tym bardziej istotne, że zdawano sobie sprawę, iż dawkę leczniczą niekiedy dzielić może tylko krok od dawki dla zdrowia szkodliwej, a nawet śmiertelnej.

4.Początki ziołolecznictwa w Karkonoszach i Górach Izerskich.

O uzdrowicielskich właściwościach karkonoskich i izerskich ziół mówi jedna z legend dotyczących powstania Jeleniej Góry. Pewnego razu, podczas polowania w ciemnym, gęstym lesie książę oddalił się od towarzyszy, spadł z wierzchowca i ciężko poranił. Z pomocą przybył jeleń, który przyniósł mu lecznicze ziele. Ziele to sprawiło, że książę po przyłożeniu go do rany szybko ozdrowiał. Na pamiątkę tego zdarzenia książę postanowił ufundować w tym miejscu miasto, któremu jako herb nadał jelenia z cudownym zielem. Dziś domyślać się tylko możemy czy tajemniczym zielem, które przyniósł jeleń rannemu księciu był liść babki, krwawnik, podbiał, a może dziurawiec ?
Przez długi czas rejon Karkonoszy i Gór Izerskich był bardzo słabo zaludniony. Jednymi z pierwszych, którzy odważyli się tutaj zapuszczać, oprócz wędrowców czy myśliwych, byli średniowieczni poszukiwacze skarbów, kamieni i minerałów szlachetnych zwani Walonami. Walonowie dysponowali sporym zasobem praktycznej wiedzy z zakresu geologii, ale też posiadali dobrą znajomość otaczającej przyrody i dar jej obserwacji. Podczas poszukiwań, zdani na własną zaradność, trudnili się dodatkowo myślistwem oraz wykorzystywali górską roślinność w celach spożywczych i leczniczych. Walonom dobrze znane były uzdrowicielskie właściwości roślin. Szczególnie poszukiwana przez Walonów była lilia złotogłów, jako panaceum - środek na wszystkie dolegliwości. Podobno z korzenia tej rośliny można też było uzyskać złoto.
Według dokumentu z 12.03.1281 r. Bernard I Zwinny, książę lwówecki sprzedał zakonowi joannitów obszar o powierzchni 250 łanów (jeden łan frankoński = 24,2 ha) wokół "ciepłych źródeł" - w okolicy Cieplic Śląskich. W niedługi czas potem 13.07.1281 r. książę Bernard odsprzedał joannitom kolejne ziemie nad rzeką Kamienną:
“Bernard, książę śląski, sprzedaje i przenosi własność na krzyżowców zakonu świętego Jana ze Strzegomia obszar 100 łanów położony między rzeką, którą nazywają Kamienna, która płynie z jednej strony i potokiem Plessena z drugiej na całej długości, ze wszystkimi przyległościami [...]".
Wymieniona w dokumencie nazwa "Plessena" nie znajduje odpowiednika wśród licznych potoków wokół Szklarskiej Poręby. Prawdopodobnie w kancelarii książęcej doszło, co było dość częste w tych czasach, do przekręcenia przez skrybę lokalnej nazwy. Być może chodziło o płynące w Górach Izerskich Małą Kamienną, Bieleń lub Szklarski Potok. Cena kupna położonego w Górach Izerskich obszaru wynosiła 100 srebrnych marek i 2 beczki wina. Była to jak za nie zaludniony obszar lasów i nieużytków cena stosunkowo wysoka. W ten sposób u stóp Karkonoszy i Gór Izerskich pod koniec XIII w. doszło do powstania rozległego obszaru będącego w posiadaniu zakonników - szpitalników, nazywanego "krajem joannitów".
Najprawdopodobniej transakcja zakupu ziemi miała na celu eksploatację istniejących tutaj bogactw mineralnych i naturalnych, których zasoby stwierdzili uprzednio Walonowie. Nie można też wykluczyć zainteresowania joannitów, znanych ze swych umiejętności medycznych, ziołami tak obficie rosnącymi w Karkonoszach i Górach Izerskich.
Surowy klimat i graniczne położenie Kotliny Jeleniogórskiej nie sprzyjały osadnictwu. Na tych ziemiach stałe osadnictwo uformowało się dopiero w XII i XIII w., głównie rozwijając się wzdłuż dolin rzecznych, a tereny te należały do najpóźniej zasiedlonych w Europie. Nie zachowały się źródła pisane dotyczące działalności karkonoskich zielarzy z okresu średniowiecza. Przypuszczać można, że miejscowa ludność sama, a także dzięki wiedzy Walonów oraz joannitów zapoznała się z leczniczymi właściwościami górskich ziół.
Główną bazą walońskich poszukiwaczy skarbów była Stara Wieś Szklarska położona w dolinie nad Szklarskim Potokiem i jego dopływami. Dziś jest to najstarsza część Szklarskiej Poręby. Osada powstała na przełomie XIII i XIV w. i związana była z lokalnym ośrodkiem hutnictwa szkła.
Stara Wieś Szklarska była dogodnym punktem, z którego w średniowieczu wyruszano na poszukiwania minerałów, kamieni szlachetnych i leczniczych ziół, tak w Karkonoszach, jak i na obszarze Gór Izerskich. Tutaj mieściły się "wędrujące", stopniowo przemieszczające się w górę doliny huty szkła, a wokół powstała osada z kaplicą pielgrzymkową wzmiankowaną w 1488 r. W kaplicy, w której co cztery tygodnie była odprawiana msza święta, znajdował się cudowny obraz Matki Boskiej. Obok powstała karczma i wyrosła wielka lipa, zwana "lipą sądową", miejsce, pod którym wójt stanowił lokalne prawo. Walonowie nawiązali współpracę z hutnikami, którym wskazywali bogate w Górach Izerskich pokłady kwarcu, niezbędne jako podstawowy składnik w procesie wytopu szkła.
Szczególne znaczenie dla walońskich poszukiwaczy minerałów i kamieni szlachetnych miał leżący w pobliżu wsi Chybotek, uważany za miejsce, z którego Walonowie po odbyciu stosownych obrzędów rozpoczynali swoje wyprawy. Chybotek - granitowy, dający się rozkołysać głaz, o kształcie przypominającym odwrócony graniastosłup, miał według legend zamykać dostęp do ukrytych skarbów.
Pod koniec XIX w. Chybotek zwrócił uwagę znanego badacza karkonoskich dziejów Roberta Cogho:
“Pomiędzy Szklarską Porębą Dolną, a Kamienną znajduje się kolebiący się kamień, który z powodu swojego kształtu zwany jest 'Zuckerschale' - 'Misą cukru' (dziś Chybotek - przyp. P.W.). [...] W wydanym w 1720 r. w 'Hirschberger Merwürdigkeiten' przez Zellera (cz. II, s.22 i n.) tekście księgi walońskiej o 'Kamieniu z siedmioma narożnikami' znajdujemy zapis datowany na 6.12.1580 r., którego autor nazwany został jako 'jeden stary, dobry Włoch z Wenecji'. Sprawozdanie to mówi o 'zielonej równinie, gdzie rosną piękne, wysokie zioła', która to równina jest odległa 'od Darniowej Drogi' - co oznacza dawną nazwę prastarej drogi ze Szklarskiej Poręby Dolnej do schroniska pod Łabskim Szczytem - 'o trzy strzały z kuszy' (miejsce było uprzednio wykarczowane przez pobliską hutę szkła).
Następnie znajduje się u Zellera zapis: 'Pomiędzy ziołami znajdziesz pokaźny kamień, który ma 7 rogów i dwa stopnie, na trzecim stoi on sam; wejdź na stopnie przed porankiem, a znajdziesz tutaj jamę, szukaj wytrwale krzaka leszczyny, w którym znajdziesz kij, włóż go w jamę i kołysz tak długo, aż rozkołyszesz kamień, podłuż coś pod spód i oddaj się w opiekę Boga, gdyż znajdziesz tutaj złota wystarczająco.'
Oprócz wzmianek o hutnictwie szkła i występowaniu złota uwagę w legendzie dotyczącej Chybotka zwraca duża ilość ziół rosnących w okolicach Starej Wsi Szklarskiej, na które wskazywał tajemniczy Wenecjanin. Zapewne mieszkańcy wsi obficie korzystali z bogactw natury zajmując się również ziołolecznictwem.
Karkonoskich i izerskich ziół poszukiwała nie tylko miejscowa ludność, Walonowie, joannici i Włosi. Nie można wykluczyć zielarskich wypraw w Sudety Zachodnie organizowanych przez znanych ze swych praktyk zielarzy pochodzących ze wschodniego Tyrolu, a szczególnie z alpejskich dolin Zillerthal i Ahrntahl oraz z pobliskich saksońskich Rudaw.

5.Renesansowi medycy poszukują ziół.

Epoka europejskiego renesansu przyniosła żywiołowe zainteresowanie otaczającą człowieka przyrodą. Wynalazek druku umożliwił rozpowszechnienie wiedzy o ziołach i lekach. Pierwszym drukowanym zielnikiem było włoskie Herbarium Apuleiusa Platonicusa, wydane w Rzymie, prawdopodobnie w 1481 r. W kolejnych latach znaczny wpływ na popularyzację ziołolecznictwa odegrały znane na Śląsku dzieła Paracelsusa (właściwie Theophrastus Bombastus von Hohenheim 1493-1541), największego lekarza i przyrodnika doby renesansu. Uważał, że jeśli choroba wywodzi się z przyrody, to w przyrodzie, w najbliższym otoczeniu chorego, muszą istnieć skuteczne środki, mogące go wyleczyć. Paraselsus w swoich dziełach nauczał, że:
"[...] wszystkie łąki i hale, wszystkie góry i doliny są aptekami".
Na miejsce skomplikowanych, a niekiedy wręcz szarlatańskich recept średniowiecza, Paracelsus wprowadzał proste i skuteczne leki roślinne. Nauki Paracelsusa przyczyniły się w środowisku lekarskim do rozwoju badań nad roślinami, minerałami i fauną prowadzonych dla ustalenia możliwości leczenia chorób występujących w danym regionie. Wiedza ta stopniowo przenikała do środowiska karkonoskich i izerskich zielarzy.
U schyłku średniowiecza i w dobie renesansu wielką popularnością cieszyć się zaczęły różnego rodzaju trucizny przygotowywane przez nadwornych medyków, alchemików i lekarzy. Duże znaczenie przywiązywano do roślin miłości - afrodyzjaków. Szczególna uwagę poświęcano dążeniom do na wytworzenia legendarnego eliksiru życia, zwanego również eliksirem młodości. Lek ten zapewnić miał zażywającym go osobom długowieczność. Do powstania wszystkich tych specyfików używano roślin leczniczych i ziół, częstokroć łącząc je pod postacią różnych mikstur.
Z połowy XVI w. pochodzą pierwsze pisemne wzmianki o zbieraniu ziół w Karkonoszach. Zapiski te dotyczą zainteresowania ziołami ze strony tak zwanej "oficjalnej medycyny", reprezentowanej przez uczonych i lekarzy, którzy najczęściej przybywali w Karkonosze i Góry Izerskie z królewskiej Pragi.
Pietro Andrea Matiolli znany jako Mathiolus (1500-1577), z pochodzenia sieneńczyk, osobisty medyk cesarza Maksymiliana II, poszukiwał w Karkonoszach leczniczych ziół. Szczególną uwagę zwracał na korzenie goździków górskich, których liczne stanowiska znalazł w okolicy źródeł Łaby. Wyniki swych badań Mathiolus opublikował w herbarzu - opisie karkonoskich ziół wydanym w Pradze w 1565 r.
W 1578 r. wydana została mapa Karkonoszy, której autorem był mieszkający w czeskim Trutnovie kronikarz Simon Hüttel (1530-1601). Mapa w szczególny sposób łączyła kartograficzny opis gór ze scenami przedstawiającymi najbardziej charakterystyczne miejsca i zajęcia tutejszej ludności. Na mapie pojawiają się dwie postacie laborantów, którzy zbierają korzenie u źródeł Upy, na Białej Łące. Pochylony mężczyzna w kapeluszu, kubraku i spodniach do kolan wykopuje motyką korzenie leczniczych roślin. Stojąca obok kobieta w białym czepcu, serdaku, czerwonej spódnicy i wzorzystym fartuchu wydobywa z ziemi korzenie kopiąc trójkątną łopatą. Mężczyzna i kobieta składają korzenie do stojącego obok dużego kosza. Poniżej Hüttel umieścił napis "Die natter wurtze" - rdest wężownik.
Rdest wężownik, który występuje na wilgotnych torfowiskowych łąkach i polanach, uważany był za jedną z najskuteczniejszych karkonoskich roślin leczniczych. Szczególne właściwości ma kłącze, które wykopuje się wiosną lub jesienią ze starszych roślin. Kłącze wężownika używane było jako lek ściągający przy biegunkach, nieżytach jelit oraz jako medykament tamujący krew. Zewnętrznie wyciąg z wężownika stosowany był do płukania gardła oraz do okładów przy owrzodzeniach, oparzeniach i na trudno gojące się rany. Wydobywające rdest wężownik postacie na mapie Hüttela to najstarsze przedstawienie karkonoskich laborantów.
Okres panowania cesarza Rudolfa II (1576-1611) był w historii renesansowej Europy czasem niezwykłym. W 1583 r. Rudolf II przeniósł się wraz dworem do Pragi, która stała się najważniejszym miastem monarchii austriackich Habsburgów. Wraz z cesarzem do miasta napłynęło wielu literatów, uczonych i artystów. Powszechnie znane były artystyczne, alchemiczne i astrologiczne zainteresowania Rudolfa II. Na cesarskim dworze trwały intensywne poszukiwania kamienia filozoficznego, mającego mieć dar przeistaczania metali nieszlachetnych w złoto oraz wytworzenia eliksiru życia. Spowodowało to wzmożony popyt na minerały i kamienie szlachetne oraz zioła, których intensywnie poszukiwano w rejonie niedaleko położonych od Pragi, a zasobnych w bogactwa naturalne Sudetów Zachodnich.
Na polecenie cesarskie Karkonosze przeszukiwał pochodzący ze Strzegomia lekarz Johannes Scultetus, zwany od swoich licznych górskich wędrówek jako Johannes Montanus. Montanus z końcem XVI w. wysławiał umiejętności tutejszych zielarzy.
Również w tym czasie, pochodzący z walońskiej Bruggi Anselmus Boetius de Boot, uczony, osobisty lekarz i alchemik cesarski, pracował nad wynalezieniem eliksiru życia oraz poszukiwał kamienia filozoficznego. W latach 1590-1596 udawał się kilkakrotnie na Śląsk, gdzie nabywał sekretne preparaty. De Boot prowadził na Hali Izerskiej poszukiwania minerałów, kamieni szlachetnych, pereł i ziół, a towarzyszył mu Heinrich Koberscheit, urzędnik cesarski. W wyniku tych wypraw w 1609 r. de Boot opublikował słynną księgę “Gemmarum et lapidarum historiae" - “Historia kamieni drogocennych i pospolitych". Przez długie jeszcze lata ustronnie położona wśród gór Hala Izerska była terenem obfitującym w różnego rodzaju rośliny lecznicze.
Do początków XVII w. wydanych zostało kilkanaście różnego rodzaju herbarzy i opisów śląskich ziół, których autorami byli Caesalpin, Cortusus, Carolus Clusius, Johann Bauhin, Conrad Gesner, Hieronimus Tragus, Dalechampius, Tabernaemontanus, Friedrich Sebitz, Ruellius, Talius, Scaliger, Lobelius, Matthiolus, Guilandinus, Crescentius, Bellonius, Dodonaeus i inni. Tak duża liczba specjalistycznych wydawnictw świadczy o wielkim zainteresowaniu ze strony wybitnych niejednokrotnie postaci ze świata renesansowej medycyny karkonoskimi ziołami. Po latach ukoronowaniem tych dzieł był wydany w 1777 r. przez grafa Hendricha Gottfrieda von Mattuschka (1734-1779), właściciela licznych dóbr ziemskich, w tym Miłkowa, monumentalny herbarz "Folra silesiaca", będący najpełniejszą prezentacją śląskich roślin w okresie oświecenia.
Caspar Schwenckfeldt (1563-1609), jeleniogórski zielarz, doktor medycyny i humanista, zanotował w swym dzienniku:
"[...] w górskich wioskach wielokrotnie trafiłem na zielarzy znających wybornie sztukę leczenia i służących bliźnim".
W botanicznym opisie Cieplic Śląskich i okolic wydanym w 1607 r. (drugie wydanie 1619) Schwenckfeldt pisał, że w górach spotykano licznych korzenników i zielarzy, którzy zbierając zioła prawie zupełnie wytępili niektóre gatunki roślin. Karkonoscy zielarze uprawiali nierzadko nielegalną praktykę lekarską, uzyskując w oczach jeleniogórskiego lekarza niezbyt pochlebne miano "medicastri indocti" - "niedouczonych medyków". W dziełach Schwenckfeldt zawarł sporo praktycznych informacji dotyczących karkonoskich ziół i ich leczniczych właściwości. Szczególnie ważny był katalog drzew i minerałów śląskich - "Stirpium et fossolium Silesiae catalogus" wydany w 1600 r., który zjednał mu przydomek "śląskiego Pliniusza".
W tym czasie karkonoskie ziołolecznictwo stawało się coraz bardziej popularne. W końcu XVI, a także w wieku XVII część zielarzy przeszła z Czech na północną stronę Karkonoszy i Gór Izerskich w obawie przed prześladowaniami religijnymi oraz skutkami wojny trzydziestoletniej. W 1578 r. grupa czeskich emigrantów religijnych pod przywództwem Marii Pluch osiadła w Szklarskiej Porębie Górnej. Emigranci założyli tutaj niewielką śródleśną osadę, która od imienia ich przywódczyni nazwana została "Mariental" - dzisiejszy Marysin. Według niektórych przekazów Maria Pluch miała się trudnić ziołolecznictwem. W 1622 r. lub 1623 r. w Karpaczu osiadła grupa protestanckich uchodźców religijnych z Czech. Miał wśród nich znaleźć się Georg Werner, pochodzący z Kłodzka aptekarz. Werner dać miał początek karkonoskiemu ośrodkowi laborantów, a zielarską wiedzę przekazał synowi. W 1643 r. w Karpaczu zamieszkać też mieli czescy utrakwiści- zwolennicy husytyzmu, którzy przyjmowali komunię pod postacią chleba i wina. Protestanccy osadnicy posiadać mieli spory zasób umiejętności zielarskich, które przekazali ponoć miejscowej ludności.

6. Karkonoski Duch Gór - zielarzem.

Do ogromnej popularności ziołowych leków przyczyniła się legenda otaczająca od wieków Karkonosze - siedzibę Ducha Gór. Laboranci podtrzymywali ten mit, obierając sobie za patrona karkonoskiego władcę, a jego malowanymi podobiznami ozdabiali zielarskie kramy. Przy sprzedaży medykamentów laboranci opowiadali liczne legendy związane ze srogim władcą Karkonoszy. Niejednokrotnie Duch Gór bywał określany jako "Wurzelmann" czyli "korzennik", jako najbardziej wtajemniczony w leczniczą skuteczność karkonoskich ziół. W licznych legendach Duch Gór był srogim stróżem i opiekunem górskich roślin.
Z jednej strony laboranci rozpowszechniając mit o Duchu Gór starli się odstraszyć postronnych, aby w ten sposób ukryć przed obcymi miejsca poszukiwań i tajniki produkcji karkonoskich medykamentów. Równocześnie tajemniczy karkonoski władca podtrzymywał wśród laborantów wiarę w świat duchów - świat nadprzyrodzony. Dzięki licznym przekazom, w których karkonoski Duch Gór występował pod ludzką postacią, stawał się dla mieszkańców gór swego rodzaju pośrednikiem pomiędzy rzeczywistym światem ziemskim i światem duchów. Świadczą o tym liczne legendy. Według jednej z nich pewnego razu na Przełęcz Okraj wybrało się kilku wędrowców. Znużeni usiedli przy ścieżce, aby się posilić. Nagle podszedł Duch Gór, który ukazał się w ludzkiej postaci jako włóczęga, z prośbą, aby podzielili się z nim jadłem. Wszyscy, prócz jednego, odmówili strawy. Z zemsty karkonoski władca wrzucił do kociołka z jedzeniem garść tajemniczych ziół. W chwilę potem Duch Gór zniknął, a niegościnni wędrowcy, prócz tego, który okazał swoją życzliwość, nagle doznali gwałtownej, a obfitej niedyspozycji żołądkowej. Od tego zdarzenia ścieżka otrzymała nazwę “Żółtej drogi" (obecnie szlak żółty). I dziś jeszcze, szczególnie w dni pochmurne i wilgotne, zwłaszcza gdy wieje wiatr od wschodu, to nad Kowarami, Karpaczem i okolicą unosi się lekki, acz dokuczliwy fetor.
W drugiej połowie XVII w. M. J. Praetorius w zbiorze "Znane i nieznane historie o karkonoskim Duchu Gór" zamieścił wiele legend dotyczących zielarzy i postaci karkonoskiego władcy. W jednej z nich pisał:
Duch Gór nie pozwala ograbić swego ogrodu
Pewnego razu czterech Walończyków poszło do Krebsa [laborant z Piechowic - przyp. P.W.], który mieszka pod górami i prosili go, żeby zechciał z nimi pójść w góry. Obiecali przy tym postępować według jego woli. Krebs zapytał ich, czego zamierzają szukać w górach. Odpowiedzieli, że chcą korzeni i szlachetnych kamieni, między innymi także prawdziwego korzenia mandragory. Krebs powiedział im i sumienie ich ostrzegł, żeby szukali czego chcą, ale korzeń mandragory mają zostawić w spokoju, ponieważ Pan Gór, jeśliby miał ów korzeń, to zostawi go dla siebie. Nie da go nikomu innemu, prócz tego, komu zechce go dać. Odpowiedzieli, że to właśnie z powodu korzenia mandragory wybrali się w tak daleką podróż i zamierzają poważyć się na to na własne ryzyko i odpowiedzialność. Krebs ostrzegł ich jeszcze raz sumiennie, lecz nie chcieli go słuchać. Kiedy później jeden z nich wziął motykę i uderzył nią pierwszy raz w ziemię, wtedy upadł, stał się czarny jak węgiel i natychmiast skonał. Trzej pozostali tak się przestraszyli, że uwierzyli Krebsowi, który ich przecież ostrzegał. Wtedy poszli z nim szukać innych kamieni szlachetnych, a swego dobrego kompana pochowali".
Magiczny korzeń mandragory był szczególnie pilnie poszukiwany przez zielarzy w średniowieczu i w czasach nowożytnych, choć nie występuje na terenie Karkonoszy i Gór Izerskich. Dziś ta czarodziejska roślina znana jest głównie botanikom, powszechnie jednak została zapomniana.
Korzeń mandragory przypominał kształtem ludzką postać, dzięki czemu traktowany jako antidotum i stosowany był przeciw wszystkim chorobom. Wykopanie korzenia mandragory wymagało zachowania specjalnych reguł; podczas wydobycia korzeń miał jęczeć i krzyczeć tak okropnie, że ten, który go wykopywał, wkrótce umierał. Dlatego, aby szczęśliwie wydobyć korzeń, trzeba było w piątek przed wschodem słońca zatkać mocno uszy, wyjść z czarnym psem, uczynić trzy razy znak krzyża nad mandragorą i okopać dookoła ziemię. Potem należało przywiązać psa za ogon do korzenia, pokazać mu kawałek chleba i szybko uciec. Pies miał pobiec za człowiekiem, wyciągnąć korzeń z ziemi, zaraz jednak padał martwy. Dla odpędzenia złych duchów dęto też w rogi, aż do wyrwania mandragory. Korzeń po wyrwaniu z ziemi nie był już niebezpieczny, ponieważ został przerwany jego związek z ciemnymi mocami zła. Wtedy należało podnieść korzeń, obmyć czerwonym winem, zawinąć w białe szmatki, włożyć do pudełka, a następnie kąpać w każdy piątek i o każdej pełni księżyca dawać mu nową białą szatkę.
Korzeń mandragory był przedmiotem kultu jako talizman przynoszący szczęście. Wędrowni zielarze ubierali go w kolorowe skrawki materiałów i sprzedawali jako coś niezwykle cennego. Wierzono, że posiadacz mandragory zachowa młodość, urodę, szczęście i miłość, a nawet odkryje skarby. Trudno więc się dziwić, że karkonoski Duch Gór nie chciał się dzielić tajemniczym korzeniem z przygodnymi wędrowcami.
Ze środowisk laborantów, a także poszukiwaczy minerałów i kamieni szlachetnych oraz hutników szkła rozeszła się po Europie opowieść o groźnym karkonoskim Duchu Gór, który czyha na niepowołanych śmiałków nawiedzających jego królestwo. Wydaje się, że legenda ta, zwielokrotniona przez ustne i pisemne przekazy, dobrze zabezpieczała tajemnice ludzi, którzy obficie czerpali z naturalnych bogactw gór.

6.Karpacz - "wsią aptekarzy"

Po ciężkich dla Dolnego Śląska latach wojny trzydziestoletniej ponowny wzrost popularności laborantów datuje się od drugiej połowy XVII w. Karkonoscy laboranci roznosili medykamenty po Śląsku i krajach sąsiednich. Z 1690 r. zachował się opis karkonoskiego laboranta autorstwa Benjamina Schmolcka (1672-1737), świdnickiego kompozytora pieśni kościelnych:
"[...] w tej wsi [Karpaczu - przyp. P.W.] swój dom miał znany leśnik lub laborant, zwany jako Großmann. Spytaliśmy więc jak można go odnaleźć i po jakiejś pół godzinie byliśmy u niego. Jeszcze gdy byłem dzieckiem, znałem jego ojca. Krążył on ze swoim żmijowym i ziołowym kramem od targu do targu. Był postacią niezwykłą; wielkiej postawy, ubrany cały na zielono, miał na głowie niesamowity wieniec z różnych ziół i równie niesamowitą brodę. Wokół szyi wisiały mu żywe żmije, które wkładał sobie do ust lub dawał się on im kąsać po rękach aż płynęła z nich krew. Na plecach nosił motykę do kopania korzeni i pokrzykiwał gromko od czasu do czasu: 'Hej, wezmę moją haczkę na ramię !' Pokazywał też różne inne kuglarstwa, a gdy zebrało się więcej osób pokazywał im, aby uwierzyć mogli, moc żmijowego sadła, którą leczył ukąszenia. Powoływał się na takie wyjątkowe korzenie, które posiada, a które prowadzą do uzdrowienia nawet wtedy, jeśli ktoś oślepł na wskutek uroku rzuconego przez czarownicę."
Z czasem największym skupiskiem laborantów stał się Karpacz, choć ich działalność rozciągała się na cały region gór. Według jednej z legend początek ośrodka laborantów dać mieli pod Śnieżką około 1700 r., bądź wcześniej, Mikołaj i Salomon; dwaj nieznani z nazwisk studenci medycyny uniwersytetu w Pradze. Z własnej woli, z powodu panujących w Pradze zamieszek, chroniąc się przed zarazą, bądź jak głosi kolejna wersja, obawiając się odpowiedzialności za udział w krwawym pojedynku z lekarzem czy aptekarzem, studenci uciekli w góry, do Karpacza. Tutaj postanowili zamieszkać i oprzeć lekarską praktykę na połączeniu nauki medycznej i leczniczych właściwości natury. Studenci mieli zetknąć się z mieszkańcami Karpacza i w podzięce za gościnę przekazać im swoją wiedzę. Dzięki temu znacznie rozszerzyli zastosowanie ziół w leczeniu różnych schorzeń i dolegliwości, a także założyli pierwszą w Karpaczu aptekę. O ile nie znane są nazwiska praskich studentów, to zachowały się nazwiska ich pierwszych karkonoskich uczniów. Byli to Melchior Grossmann i Jonas Exner, którzy w 1696 r. opłacali jedne z najwyższych we wsi podatków i już wtedy zajmowali się leczniczym wykorzystaniem ziół. Na północnej ścianie kościoła parafialnego w Miłkowie zachowały się do dziś pochodzące z początków XVIII w. barokowe nagrobki karpackich laborantów.
Legenda o początkach karpackiego ziołolecznictwa, posiadająca wiele cech prawdopodobieństwa, pozostaje jednak tylko legendą, gdyż leczenie ziołami w Karkonoszach i Górach Izerskich znane było o wiele wcześniej i sięgało średniowiecza. Prawdopodobnie miejscowi zielarze w ten sposób wspominali lekarzy z królewskiej Pragi czy protestanckich uchodźców religijnych zaznajomionych z kunsztem medycznym, którzy od okresu renesansu często odwiedzali te strony. Wzmianka o zatargu z jakimś lekarzem czy aptekarzem odzwierciedlać mogła narastający z czasem konflikt pomiędzy zielarzami, a "oficjalną" sztuką lekarską.
Pod koniec XVII w. Karpacz liczył 57 domów, z których w około 40 mieszkali laboranci i był od dawna ukształtowanym ośrodkiem zielarskim. W innych podgórskich osadach po śląskiej stronie Karkonoszy i Gór Izerskich zielarze występują rzadziej, choć na prawie całym obszarze natrafić można na ślady ich działalności. Miejscami takimi były: Czerniawa, Świeradów, Gierczyn, Antoniów, Chromiec, Kopaniec, Szklarska Poręba, Piechowice, Podgórzyn, Przesieka, Sobieszów, Cieplice Śląskie, Sosnówka, Miłków, Głębock i Kowary.
Około 1700 r. zielarze z Karpacza i okolic utworzyli własny cech, w którym funkcje mistrzowskie pełnili laboranci. Górskich ziół do wyrobu medykamentów szukali sami laboranci, dostarczali ich też ubożsi zbieracze lub ogrodnicy trudniący się hodowlą najbardziej poszukiwanych gatunków. W produkcji leków pomagali mistrzom terminatorzy i czeladnicy. Adolf Traugott von Gersdorf (1744-1807) określił karpackich zbieraczy ziół jako "ludzi bardzo prostych, prawie że dzieci natury". W tym czasie Karpacz od znacznej liczby zakładów laboranckich, w których wytwarzano i sprzedawano ziołowe leki nazwany został "wsią aptekarzy".

7.Domy laborantów.

Domy karkonoskich laborantów nie wyróżniały się na zewnątrz niczym szczególnym. Były to typowe dla regionu Karkonoszy i Gór Izerskich zwykle parterowe chaty o dwuspadowych dachach i konstrukcji przysłupowo-zrębowej, lecz ich wnętrza wyglądały zupełnie inaczej. Na parterze przedzielonym sienią największą izbę, częstokroć murowaną z granitowych kamieni, zajmowało laboratorium z dużym piecem kuchennym i przyrządami służącymi do destylacji (flasze, retorty, kotły, chłodnice, filtry). Przyległe pomieszczenie używano do produkcji (młynki, sita, mieszalniki, moździerze) i porcjowania medykamentów. W bocznej izbie urządzony był magazyn produktów z szafami, beczkami, skrzyniami i rozlicznymi półkami na surowce oraz gotowe wyroby. Przewiewne poddasze używane było jako suszarnia dla ziół i korzeni. Wysuszony materiał ze względu na niebezpieczeństwo pożaru przechowywany był w niewielkich, wolno stojących zabudowaniach. Obok głównego budynku laboranckiego gospodarstwa znajdował się ogródek, stanowiący rodzaj podręcznej apteki, w którym rosły liczne zioła. Obok domostw sadzono krzewy kaliny i czarnego bzu, które miały chronić mieszkańców przed rzucanymi urokami i złymi duchami.
Z powodu wielości wytwarzanych leków laboranci posługiwali się herbarzami, notatkami i receptami. W zapiskach zielarze niejednokrotnie używali łacińskich nazw dla ochrony swych tajemnic. Znajomość łaciny była wymagana podczas mistrzowskiego egzaminu wyzwalającego na laboranta. Znana z połowy XVIII w. receptura obejmowała sposób wytwarzania ponad 200 specyfików. Medykamenty przyrządzano nie tylko z ziół, ale także ze sproszkowanych minerałów, w tym szczególnie chętnie z kryształu górskiego i ametystów. Stosowano również preparaty zwierzęce, jak na przykład nalewka na rogach jelenia, maści ze żmij, salamander czy żab. Najstarszą księgą karpackiego laboranta była pochodząca z 1792 r. , lecz znana z późniejszego o prawie sto lat odpisu, "Medicin-Buch vor Joh. Christoph Rittmann ..." Niewątpliwie istniały i wcześniej takie kompendia laboranckiej wiedzy.
Karkonoskie środki lecznicze mieszano z wodą, miodem, winem, ze sprowadzanymi z Wrocławia i Jeleniej Góry olejami, solami, kwasami czy destylowanym w lokalnych bądź przydomowych gorzelniach alkoholem. Duże znaczenie w przygotowywaniu ziołowych eliksirów miał kwas siarkowy wytwarzany w Szklarskiej Porębie Dolnej. W dolinie rzeki Kamiennej do początków XIX w. działała witriolejnia - wytwórnia kwasu siarkowego produkowanego z wydobywanych w sztolniach na Czarnym Grzbiecie Izerskim łupków pirytu. Określenie “vitriol" było akronimem formuły alchemików streszczającej ich doktrynę: "visita interiorem terrae rectificando invenies operae lapidem" - “zejdź do wnętrza ziemi, destylując znajdziesz kamień filozoficzny". Był to swego czasu największy taki zakład w Prusach.

8.Konflikt lekarsko-laborancki.

O ile okres panowania austriackich Habsubrgów nie przyniósł istotnych ograniczeń działalności laborantów, to sytuacja zmieniła się od 1740 r., kiedy to Kotlina Jeleniogórska została zajęta przez Prusy. W miarę wzrostu popularności karkonoskich ziół rosła niechęć ze strony zawodowych lekarzy i aptekarzy, którzy obawiali się szybko rosnącej konkurencji. Możliwe też, że dążenie do ograniczenia działalności laborantów wynikało z chęci uporządkowania przez pruską administrację oficjalnego lecznictwa. Dążąc do zahamowania laboranckiej działalności interweniował urząd Collegium Medicum et Sanitatis - królewskiej rady lekarzy i aptekarzy. Od tego czasu wytwarzanie ziołowych leków przez laborantów stało się możliwe tylko na podstawie posiadania urzędowej licencji. Pruska ustawa rządowa z 1740 r. ograniczała liczbę legalnie działających w Karkonoszach laborantów do trzydziestu osób. Aby uzyskać stosowną licencję należało czekać na śmierć jednego z uprzywilejowanych, a następnie przejść jeszcze przez długie procedury urzędnicze. Laborant Gottfried Zölfel z Karpacza musiał czekać rok zanim uzyskał dnia 24 lipca 1786 r. dokument stwierdzający że:
"Królewska Wojskowa i Terenowa Kamera w Głogowie udziela niniejszym Gottfriedowi Zölfel juniorowi [...] koncesji na laborowanie i sprzedaż gotowych leków, w miejsce zmarłego w sierpniu ubiegłego roku laboranta Gottfrieda Ende [...]. Kamera udziela swej zgody wyżej wymienionemu do końca życia."
Pomimo tych ograniczeń sława laborantów rosła. W pochodzącym z 1786 r. szóstym tomie "Przyczynków do opisania Śląska", której autorem był F.A. Zimmermann, znajduje się następujący opis Karpacza:
" [...] 2 mile od Jeleniej Góry jest pewna długa, ciągnąca się wieś, w której znajdujemy 61 zagród, 35 domostw, 1 młyn wodny i 418 mieszkańców; należy ona do owdowiałej pani hrabiny von Lodron, z rodziny hrabiów Waldstein. Mieszkańcy tej wsi wytwarzają wiele leków, które sprzedają w kraju, a znani są jako Laboranci."
W "Historii Śląska z lat 1622-1675" pastora Benjamina Wernera znajduje się następujący fragment odnoszący się do 1790 r., kiedy to autor przebywał w Karpaczu:
"Czy jest gdzieś w Niemczech jakiś zakątek, w którym nie znajdowałyby się na targach przygotowywane tutaj, a zaopatrzone pieczęcią buteleczki ? Który z jarmarków nie sprzedawałby szeroko i daleko produktów z Karpacza w małych, aromatycznych pudełeczkach ze znanym na świecie napisem: 'Ten oryginalny proszek na ból brzucha zażyć przez nos wciągając, wzmocni głowę, oczyści wszelkie arterie ciała, itd.'
Czy nie słyszałeś o laborantach, którzy dostarczają dzieciom rabarbarowy cukier, a wieśniakom eliksir na żołądek ?
W Polsce, Czechach i w całych Niemczech nie na próżno pytaj o medykamenty z Karpacza. To właśnie ta miejscowość i okolica ten handel sprawują. Samo niebo chyba wie, czy jest gdzieś taka wieś, gdzie zamiast chłopów są tylko aptekarze. Wieś aptekarzy ! Zaprawdę geograficzna osobliwość !"
W 1796 r. karkonoski cech laborantów liczył 27 członków mieszkających w Karpaczu, Miłkowie, Głębocku i okolicy. Na czele cechu stał Christian Ignatius Exner (najstarszy cechu), Benjamin Gottlieb Exner (starszy cechu) i Johannes Christoph Grossmann (pomocnik starszego cechu). Charakterystyczne jest, że członkowie tych dwóch rodzin występują jako znaczące postaci w kręgu karpackich laborantów, co potwierdza tradycyjne przekazywanie z pokolenia na pokolenie zielarskich umiejętności.
Pod koniec XVIII w. Johann Gotlieb napisał "Księgę lekarską z Sosnówki". Księga zawierała 150 recept na różnorodne mikstury wytwarzane z lokalnego surowca. Niektóre z przepisów więcej jednak miały wspólnego z czarami, niż z ziołolecznictwem. Znajdował się tam przepis na specyfik, którego zażycie pozwalało widzieć w ciemności. Inna z receptur zapewniać miała niewidzialność. Takie szarlatańskie praktyki źle wpływały na wiarygodność karkonoskich laborantów.


9. Upadek karkonoskiego ziołolecznictwa.

Od 1796 r. rząd pruski zezwolił laborantom z Karpacza na produkcję i sprzedaż jedynie 46 medykamentów. Figurowały wśród nich "główny i uniwersalny balsam angielski", "wzmacniający balsam dla dzieci", "balsam życia", "wzmacniające krople żołądkowe", "proszek marchijski", "proszek na zęby", "napar do oczyszczania krwi". Poprzez to rozporządzenie znacznie ograniczono wcześniejszy asortyment wytwarzanych leków.
Od końca XVIII w. dla karkonoskich laborantów zaczęły następować coraz cięższe czasy. W 1797 r. koncesjonowani aptekarze doprowadzili do wycofania przez rząd pruski przywileju sprzedaży na jarmarkach "kropli krumhibelskich"- czyli, jak by je dziś można nazwać "kropli karpackich". Był to jeden z najbardziej popularnych medykamentów wytwarzanych przez laborantów. Ten tani i cieszący się szeroką sławą specyfik miał powodować zdrowotne oczyszczanie płuc i krwi. Jako taki stosowany był powszechnie przy przeziębieniach, gorączce i temu podobnych dolegliwościach.
Rządowe ograniczenia stopniowo zaczęły doprowadzać do upadku karkonoskiego zielarstwa. W 1800 r. oficjalna statystyka zawodowa mieszkańców Szklarskiej Poręby podawała jako zbieracza ziół i wytwórcę skrzypiec tylko Gottfrieda Zenkera zmarłego w 1810 r. Zapewne jednak przez lata jeszcze wielu mieszkańców Karkonoszy i Gór Izerskich trudniło się bez rządowej koncesji wytwarzaniem ziołowych leków.
Pomimo administracyjnych utrudnień i ograniczeń sława karkonoskich leków rosła. Leczniczymi ziołami żywo interesował się podczas wędrówki na Śnieżkę w 1790 r. najwybitniejszy pisarz niemieckiego romantyzmu J. W. Goethe. Karkonoskie medykamenty docierały do Saksonii, Austrii, Czech , Polski i Rosji, a w XVIII i początkach XIX w. niektóre znajdowały odbiorców nawet w Anglii.
W 1810 r. w Staniszowie została założona firma "W. Koerner & Co.", która specjalizowała się przez długie lata w produkcji likierów i nalewek sporządzanych z karkonoskich ziół. Wyroby alkoholowe ze Staniszowa nie miały co prawda mocy leczniczej, niemniej jednak jako lokalna specjalność cieszyły się wśród mieszkańców Kotliny Jeleniogórskiej dużym powodzeniem. Najbardziej znanym do dnia dzisiejszego produktem firmy jest "Echt Stonsdorfer Bitter" - "Prawdziwy Staniszowski Gorzki" o wytrawnie gorzkawym posmaku. Staniszowska nalewka jest produkowana od prawie dwustu lat według oryginalnej receptury pilnie strzeżonej przez rodzinę Koerner.
Z czasem karkonoskich laborantów dotknęły dalsze obostrzenia. Dnia 15.12.1809 r. zarząd prowincji legnickiej zakazał karpackim zielarzom handlu domokrążnego. Dnia 21.04.1819 r. ograniczono sprzedaż ziołowych medykamentów tylko do dolnośląskich miast targowych, które były równocześnie siedzibą lekarza okręgowego. Miastami tymi były Bolesławiec, Złotoryja, Lwówek Śląski, Jawor, Strzegom, Świdnica, Wałbrzych, Ząbkowice Śląskie, Nowa Ruda i Jelenia Góra, a także Świebodzice i Chojnów, które jednak w 1844 r. zakazały laborantom sprzedaży. W 1829 r. zielarską produkcję ograniczono do:
"[...] przygotowywania prostych medykamentów z oficjalnie dostępnych produktów z roślin rosnących w śląskich górach", zakazując wyrobu bardziej złożonych specyfików.
W latach 1831 i 1832 r. w Europie Środkowej szalała epidemia cholery, która objęła i Karkonosze. Obawy przed chorobą były tak wielkie, że sięgnięto po pomoc do lekceważonych karpackich zielarzy. Laborant Carl Traugott Ende, ostatni z rodziny o wieloletnich zielarskich tradycjach, przygotowywał leki dla chorych oraz był członkiem komisji do zwalczania zarazy, a w rejonie Karpacza pełnił funkcję zastępcy lekarza obwodowego. Po ustąpieniu zarazy powrócono do administracyjnego ograniczania działalności laborantów. Pod koniec rządów Fryderyka Wilhelma III (1770-1840) kolejne edykty administracyjne znacznie zawęziły mieszkańcom Karpacza możliwość zajmowania się wyrabianiem leków i handlu nimi.
W 1843 r. edyktem królewskim zakazano praktyk homeopatycznych, a zarządzenia wykonawcze ograniczyły dopuszczalną liczbę prostych karkonoskich specyfików zielarskich z 46 do 21. Do wytwarzania leków wolno było użyć ściśle określonych 20 rodzajów korzeni, 16 gatunków ziół, 2 gatunki drewna, 10 nasion i kwiatów oraz 24 różne owoce i rodzaje kory z drzew.
Dnia 30.09.1843 r. rząd pruski wstrzymał wydawanie nowych zezwoleń na prowadzenie praktyki zielarskiej. Był to początek końca działalności karkonoskich laborantów. Rozalia Saulson w przewodniku "Warmbrunn i opisanie jego ..." wydanym w 1850 r. zapisała:
"Z ojca na syna przechodziła aż do naszych czasów tajemnica preparowania tych lekarstw, do sprzedawania których dawne posiadają przywileje, które jednak z dziś żyjącymi Laborantami podług rozporządzeń Rządu upadają."
Jedynie karpacki laborant Ernst August Zölfel oraz pochodzący z Miłkowa Ernst Friedrich Riesenberger w 1843 r. uzyskali w drodze wyjątkowej łaski królewskiej, wyjednany przez jedną z dam dworu, przywilej na dożywotnie prawo wyrabiania zielarskich medykamentów. Ernst A. Zwölfel dorobił się na karkonoskich ziołach sporego majątku. Należał do niego piętrowy, okazały dom z ogrodem położony w centrum Karpacza. Ziołowe leki Zwölfla były porcjowane, następnie pakowane w niewielkie szklane flaszeczki kupowane w pobliskiej czeskiej hucie w miejscowości Zacler, korkowane, opisywane, wiązane i opatrywane czerwoną lakową pieczęcią. Zwölfel wytwarzał i sprzedawał ziołowe medykamenty rozwożąc po okolicznych targach swym znanym na Dolnym Śląsku zaprzęgiem konnym przez wiele jeszcze lat.
Po ponad czterdziestu latach od królewskiego edyktu w miłkowskiej księdze parafialnej znalazł się zapis:
"1884, 2 kwietnia, uroczyście pochowany został Ernst August Zwölfel, laborant medyczny i spadkobierca gospodarstwa ogrodniczego w Karpaczu. Zmarł na niewydolność nerek 28 marca o godzinie 20 wieczorem w wieku lat 73"
Ostatni "królewski" laborant pochowany został na cmentarzu ewangelickiego kościoła w Miłkowie. Po jego śmierci policja zajęła pozostawione urządzenia i opieczętowała laborancką pracownię.

Przyczyna upadku karkonoskiego ziołolecznictwa miała prozaiczne podłoże. W końcu XVIII i w wieku XIX nastąpił gwałtowny rozwój badań laboratoryjnych, farmakologii i przemysłu farmaceutycznego. Z roślin wyodrębniono liczne substancje działające w czystej postaci: alkaloidy, glikozydy, glicerynę i liczne kwasy organiczne. W miarę coraz głębszego wnikania w tajniki przyrody, doskonalenia technik laboratoryjnych i metodyki badań liczba wykrytych substancji czynnych rosła i stale odkrywano nowe ich właściwości lecznicze. Zaczęto odkrywać liczne substancje nie mające swych odpowiedników w przyrodzie, a wykazujące pozytywne działanie medyczne. Do lecznictwa wprowadzono wiele nowych, dotychczas nie znanych leków otrzymanych na drodze syntezy chemicznej.
Substancje chemiczne wzbudziły zainteresowanie lekarzy, ponieważ wywierały szybki efekt oraz były powszechnie dostępne i tanie. Lekarstwa oparte na prostych związkach chemicznych były tanie, masowo produkowane i dostarczane do aptek, tak więc nie wymagały od lekarzy posiadania szerokiej wiedzy i umiejętności niezbędnych przy przygotowywaniu ziołowych medykamentów. Leki roślinne zaczęły stopniowo znikać z oficjalnych spisów farmaceutycznych, później z aptek, a w końcu i z codziennej praktyki lekarskiej. Przemiany te położyły kres działalności karkonoskich laborantów.
Nie bez znaczenia na stopniową likwidację cechu laborantów miał też ciągnący się przez długie dziesięciolecia konflikt pomiędzy karpackimi zielarzami, a zawistnymi aptekarzami i lekarzami oraz niechętne stanowisko administracji pruskiej dążącej do uporządkowania oficjalnego lecznictwa.

10. Laboranci w tradycji Karkonoszy i Gór Izerskich.

Sztuka zielarska w Karkonoszach zaczęła zanikać w drugiej połowie XIX w. Pojedyncze przypadki leczenia karkonoskimi ziołami miały miejsce jeszcze w latach późniejszych, lecz na niewielką skalę.
Zielarzom karpackim jedno z późniejszych opowiadań śląskich zatytułowane "Der letzte Laborant" - "Ostatni laborant" poświęcił wybitny niemiecki pisarz Theodor Fontane (1819-1898). Pod koniec XIX w. T. Fontane często przebywał w Karkonoszach, a szczególnie upodobał sobie Mysłakowice i Karpacz. Zajmujący się zawodowo przed rozpoczęciem działalności literackiej farmacją T. Fontane żywo zainteresował się zielarskimi tradycjami karpackich laborantów. W karkonoskim opowiadaniu ukazał postać laboranta Ernsta Augusta Zölfela, który występuje pod nazwiskiem Hempel.
Badania nad działalnością karkonoskich i izerskich zielarzy prowadził Will-Erich Peuckert (1895-1969), światowej sławy niemiecki etnolog. W latach 1916-1922 był nauczycielem w szkole podstawowej w nieistniejącej dziś wsi Wielka Izera i tutaj rozpoczął prace z zakresu dziejów kultury i etnografii regionu, szczególną wagę przywiązując do renesansowych dzieł filozoficznych i nauk Paracelsusa. W 1934 r. Peuckert został profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesujący ślad jego laboranckich zainteresowań przypomniany niedawno przez H. Wańka znajduje się w książce K. Baschewitza o dziejach czarownic:
" [...] niedawno podjęto doświadczenia z maścią podana przez Portę [G. B. Porta, Magiae naturalis, Antwerpia 1560], przy czym pominięto rzecz prosta obrzydliwe i nieskuteczne składniki. Will-Erich Peuckert, profesor etnologii w Getyndze, natarł się maścią, po czym doznał wrażenia, że unosi się w powietrze, i że ktoś przemawia do niego z wysokości."
Tradycje karkonoskich laborantów przez lata prezentowało muzeum regionalne w Karpaczu zbudowane w 1936 r., gdzie zrekonstruowano między innymi pracownię karkonoskiego laboranta. Muzeum zostało udostępnione zwiedzającym również po zakończeniu II wojny światowej i cieszyło się dużym zainteresowaniem zwiedzających. W 1954 r. muzeum w Karpaczu zostało zamknięte, a budynek przeznaczono na mieszkania komunalne.
W "Nowinach Jeleniogórskich" z 1959 r. zanotowano:
"Eksponaty świadczące w większości o słowiańskiej przeszłości Sudetów znikły [...], powód - rzekomo obcy kulturze polskiej charakter eksponatów. Piszę "rzekomo", gdyż wbrew tej opinii, wydanej przez Dyrekcję Muzeum Śląskiego we Wrocławiu, sprawa przedstawia się nieco inaczej. Zabrane z Karpacza zbiory umieszczono bowiem, nie, jakby się tego należało spodziewać, w jakimś lamusie [...]. Wystawiają je do dziś - i to z powodzeniem - muzea w Jeleniej Górze, Kamiennej Górze, Muzeum Sportu w Warszawie i o dziwo [...] Muzeum Śląskie we Wrocławiu. [...] Istniał tutaj też jedyny tego rodzaju dział poświęcony zielarstwu i pracy laborantów."
Likwidacja muzeum w Karpaczu była fragmentem szerokiej akcji administracyjnej, która dotknęła liczne placówki kultury. Na Dolnym Śląsku w latach czterdziestych i pięćdziesiątych zlikwidowanych zostało 80 % muzeów regionalnych. Z 60 takich placówek istniejących w 1944 r. w 1956 r. ocalało 12. Zdecydowaną ich większość zamknięto już po zakończeniu działań wojennych.
Obecnie leczenie ziołami staje się coraz bardziej popularne. Produkcja leków ziołowych stała się jedną z ważnych dziedzin przemysłu farmaceutycznego. Częstokroć, gdy zawodzi współczesna wiedza lekarska, chorzy zwracają się o pomoc do "apteki natury". W położonym w Górach Izerskich uzdrowisku - Świeradowie Zdroju popularne są kąpiele i okłady borowinowe. Ta mieszanka kory i igieł świerkowych szczególnie skutecznie leczy dolegliwości reumatyczne.
Dziś coraz większą wagę do dziejów laborantów przywiązuje Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu, które jest spadkobiercą dawnego muzeum regionalnego. Znaczną rolę w propagowaniu tradycji zielarskich odgrywa Sudeckie Bractwo Walońskie. W siedzibie Juliusza Naumowicza - Wielkiego Mistrza Bractwa w Szklarskiej Porębie-Szklarce wybudowano tradycyjną suszarnię ziół, a także pielęgnowane są zielarskie obyczaje. Wiedzę o uzdrowicielskich ziołach z Gór Izerskich propaguje Stanisław Kornafel, kierownik Stacji Turystycznej Orle oraz grono Przewodników Sudeckich.
Do niedawna ziołolecznictwem w Karkonoszach zajmowała się Maria Koper. Praktykę zielarską prowadziła w leśnej chacie położonej w Sosnówce obok barokowej kaplicy Świętej Anny nad Dobrym Źródłem. Karkonoskimi i izerskimi ziołami interesują się farmaceuci z Karpacza (apteka "Arnika") i ze Szklarskiej Poręby. Wanda Pszczoła na Białej Dolinie - dzielnicy Szklarskiej Poręby prowadzi sklep medyczno-zielarski i kontynuuje zainteresowania Józefa Pszczoły, który zajmował się ziołolecznictwem. Tradycje laborantów podtrzymuje w Kowarach - Podgórzu Wojciech Węglewski, Przewodnik Sudecki, znawca oraz miłośnik gór, niosąc ulgę i skutecznie lecząc karkonoskimi ziołami.

Podstawowa literatura:
Andrejew A., Kaspar Schwenckfeldt - renesansowy badacz przyrody karkonoskiej [w:] "Rocznik Jeleniogórski", R. 1981, s. 63-76
Bartos M., Novakova Z., Nejstarsi obrazova mapa Krkonos kronikare Simona Hüttela, Turnov 1997
Domosławscy M. i Z., Z historii zielarstwa w Karkonoszach [w:] "Rocznik Jeleniogórski" R. 1

Komentarze

Wpisz swoje imię, pseudonim:

Wpisz treść: